Szukaj na tym blogu

sobota, 28 maja 2011

Złodziejka książek - Markus Zusak

Szczerze przyznam, że sięgnęłam po tę książkę ze względu na dobiegająe zewsząd głosy zachęty. I jestem troszkę zaskoczona.

Miało być o holokauście, o wojnie... A było o losach Lisel – dziesięcioletniej półsieroty oddanej na wychowanie obcym ludziom. Akcja powieści rozgrywa się w małym miasteczku niedaleko Monachium, tuż przed wybuchem II wojny światowej oraz w jej trakcie. Zwykłe miasteczko, zwykłe sprawy, zwykli ludzie... Część z nich daje się porwać hitlerowskiej propagandzie. A część z nich pozostaje sobą – naiwną, dobroduszną częścią społeczeństwa, która ponosi konsekwencje swoich odruchów serca (Hans – przybrany ojciec Lisel).

Czytając książkę przywiązujemy się do Lisel i do Hansa. Ale bardzo ciekawą postacią jest też Rosa – przybrana matka dziewczynki. To taka twarda baba rodem z Niemiec, która wydaje rozkazy i żąda posłuszeństwa. To ona ma władzę w domu. Ale zagłębiając się w opowieść widzimy, że tak naprawdę to kobieta o miękkim sercu, która bardzo kocha Lisel, ukrywa Maksa, dba o niego w czasie jego choroby. I nade wszystko kocha swego męża.

Książka zawiera w sobie kilka książek. Narrator–Śmierć umieścił w niej także powieści Maksa – Żyda ukrywanego przez rodzinę Lisel. Dla niego pisanie stało się terapią, darem z serca dla innych.

I jest też wspomniana Śmierć. Właściwie wspomniany, bo jest rodzaju męskiego. Jest całkiem innym Kosiarzem niż u Pratchetta. Jest bardziej ...ludzki? ...zaciekawiony? Potrafi w czasie "pracy", czyli zbierania dusz, przystanąć, by podziwiać kolor nieba lub spojrzeć na to, co robi Lisel.
Śmierć jest tu narratorem. To on prowadzi nas za rękę przez Himmelstrasse, pozwala nam zaglądać do kuchni i piwnic. To on, niestety, ujawnia nam przyszłe wątki historii Lisel... aby później i tak nas czymś zaskoczyć, złapać za serce... Bo to on w pożodze wojennej dziecięce dusze tuli w ramionach.

Świetnym zabiegiem Autora - a raczej Narratora - było umieszczenie w tekście tłumaczeń słów z języka niemieckiego oraz słów trudnych – które w czasie snucia opowieści poznawała Lisel.

Troszkę obawiałam się, że książka może być... hm... zbyt patetyczna. Okazała się świetną lekturą. Pokazała, jak mogła wyglądać wojna z tej drugiej strony – że nie wszyscy byli zachwyceni jej wybuchem, że jak zwykle przeciętny zjadacz chleba nie odczuwał potrzeby walki z całym światem. I co najważniejsze, że w każdym czasie – nawet w okresie wojny - ludzie potrafią być dla siebie dobrzy i podać sobie chleb.


Recenzja ukazała się na portalu Biblionetka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz